Od prawie dwóch lat nie używam szamponu. Przechodziłam różne "fazy": najpierw soda + ocet jabłkowy ale zaczęły rozdwajac mi się końcówki, przerzuciłam się więc na czarne mydło, w poszukiwaniu coraz prostszych rozwiązań zamieniłam je na mydło marsylskie (dramat! Nigdy nie miałam tak brudnych włosów mimo mycia...), Następnie na glinkę (tu z kolei wlosy były na maksa przesuszone...) Aż w końcu doszłam do momentu, w którym postanowiłam odstawić wszystko i myć włosy tylko woda. Było niełatwo, ale udało się - są czyste, miękkie, w dobrym stanie. Jest jedno ale - tak potwornego łupieżu w życiu nie miałam. Wystarczy, że dotknę włosów albo skóry głowy i sypie się na gęsto

Nie mam pojęcia jak z tym walczyć - nakładanie oleju wymusi użycie później mydła, żeby owy olej zmyć z włosów - a efekt po mydle na moich włosach jest fatalny. Próbowałam używać olejku lawendowego, niestety bez skutku... Dodam, że farbuje włosy naturalna henna raz na ok 2-3 miesiące, mycie sama woda stosuje już 3 miesiące, włosy szczotkuje codziennie, a łupież, który pojawił się jakieś 2 miesiące temu, z tygodnia na tydzień się nasila (miałam nadzieję, że wystarczy przeczekać... Niestety chyba nie).
Jakieś rady, pomysły? Może ktoś z was miał tak samo?