
Ja jak zwykle podam analogię do uzależnienia od alkoholu. Bardzo wielu alkoholików rzuca picie na post, adwent, sierpień itp i w ich mniemaniu ma to dowieść rodzinie, otoczeniu i im samym że jak chcą to proszę bardzo, potrafią świetnie panować i kontrolować swoje picie. Tymczasem dla terapeutów jest to właśnie książkowy objaw uzależnienia. Bo owszem na czas postu pełna kontrola ale po świętach totalny brak kontroli.
U mnie niestety jest podobnie. Przez pewien okres pełna kontrola po czym wajcha się przestawia i przychodzi faza na chleb i wieprzowinę i nic na to nie potrafię poradzić choć wierzcie mi niczego bardziej nie pragnę. I codziennie obiecuję sobie, że dzisiaj to już będzie wszystko jak książka pisze albo od jutra to już nie tknę tego czy owego i niestety nic z tego nie udaje się zrealizować do momentu aż wajcha się znowu przestawi i wtedy się zastanawiam o co chodzi? Przecież trzymanie diety jest proste i nie wymaga prawie żadnego wysiłku.
Alkoholicy i inni anonimowi holicy uważają, że abstynencja jest łaską, darem od Siły Wyższej i ja się z tym zgadzam. I trzeba ogromnej pokory aby to zaakceptować i tą łaskę przyjąć.
Tyle, że alkoholik może po prostu przestać spożywać alkohol a uzależniony od jedzenia nie. Przynajmniej tak się obecnie uważa choć bretarianie nieśmiało pokazują że może to jest zupełnie inaczej. Mam cichą nadzieję że tak jest bo mnie jedzenie szkodzi.
