Zbadali mi cukier, wyszło 339. Na rękę założyli mi plastikową tasiemkę i zaprosili na oddział. Podłączyli do pompy insulinowej, podpieli kilka rurek i kazali czekać. Po godzinie przyszedł lekarz dyżurny i z uśmiechem na ustach powiedział, że będą się temu przyglądać i, że chwilę tu poleżę.
Następnego dnia rano, a był to poniedziałek nad moim łóżkiem stanęło kilku lekarzy. Było ich chyba z dziesięciu i nie mieli ciekawych min. Ordynator szpitala powiedział - "ma pan cukrzycę to wiemy na pewno, nie wiemy tylko jeszcze którego typu". Podejrzenia były, że to typ 1. Zapytali czy zgodzę się na wyjazd do Krakowa. Pomyślałem wtedy, że musi być chyba bardzo źle skoro tam mnie wysyłają. Po godzinie już siedziałem w ambulansie i jechaliśmy do Krakowa.
Na miejscu zbadano mnie i zakwaterowano. Wylądowałem w pokoju z dwoma kolegami. Jeden z nich miał koło pięćdziesiątki, 185 cm wzrostu i ważył 45 kilo. Drugi poruszał się o kulach, stawy miał powykręcane we wszystkie strony, a każdy ruch sprawiał mu duży ból. Po chwili rozmowy dowiedziałem się od nich, że cukrzyca wykańcza i że nie da się tego kontrolować. Każdą rozmowę ze mną kończyli zawsze tak samo - "pierd... to Idę na papierosa". - nie wyglądało to wtedy optymistycznie
Lekarze na tamtym oddziale okazali się bardzo mili. Nauczyli mnie kłuć się na kilka sposobów, pokazali jak obliczać wymienniki węglowodanów, przedstawili co będzie się działo jak zaniedbam strzykawkę itp itd. Pouczyli wprawdzie, że dieta to podstawa ale również, że nie można się katować do końca życia, a żyć trzeba "normalnie" czyli jak wszyscy. Ostatniego dnia pobytu w szpitalu przyszła do mnie pani doktor z moimi wszystkimi badaniami i powiedziała, dbaj o siebie bo lepiej żebyśmy się więcej nie spotkali. Prorocze słowa. Mimo, że była to bardzo ładna pani doktor to dała do zrozumienia, że kolejne nasze spotkanie odbędzie się tylko wtedy gdy oleje sprawę.
Wróciłem do domu z zeszycikiem notatek, algorytmami i statystykami iniekcji. Rano tyle kropelek insuliny, w południe tyle, na noc tyle. Wszystko jednak szybko się posypało. Zacząłem się ruszać, a konieczność podawania cudownego leku malała. Po 2 tygodniach odstawiłem insulinę. Musiałem to zrobić gdyż cukry były coraz niższe. Tak tak mówili o tym w szpitalu - remisja. Miała potrwać chwilę. Tak przynajmniej mówiła moja pani doktor prowadzącą. Wizyty co dwa miesiące w szpitalu i to samo stwierdzenie - "to już nie potrwa długo", "nie można się tak katować".
Od ponad roku jestem na diecie. Jakiej? Różnej. Byłem na Paleo, potem na Protokole Autoimmunologicznym, potem na Kwaśniewskim, później na Dąbrowskiej teraz na wszystkim po trochu. Cukry mam idealne
Dbam o siebie jak nigdy wcześniej, jedzienie staranie dobieram do potrzeb organizmu, cały czas czytam i oglądam dużo na ten temat, wyciągam wnioski z błędów, rotuje produktami.
Kiedyś tak nie było
Nieregularne posilki, wieczorne drinki na koniec dnia.
Na bóle najlepsze oczywiście były tabletki. Nie liczyło się dlaczego boli tylko to, żeby ból ustał. Na zgagę tabletka, na ból głowy tabletka, na na gazy tabletka, na problemy skórne tabletka. Na bole stawów maści i tak w koło. Boli? Przecież wszystkich coś boli, w tym wieku to musi już boleć
Dawniej coś tam ćwiczyłem na siłowni, grałem amatorsko w piłkę czasami kilka razy w tygodniu, a jedzie? Zdrowo jak wszyscy
Diagnoza cukrzycy była jak grom z jasnego nieba. Ja chory- to niemożliwe, atleta, piłkarz, prawie dietetyk