Powiem szczerze, że moja dieta na pewno nie jest niskowęglowodanowa, chociaż unikam ich rano ( jem tylko wtedy jaja/mięso i warzywa ). Generalnie jem dość dużo marchwi, wątróbki, jaj ( ale nie codziennie, w nadmiarze mi szkodzą ), warzyw korzeniowych, mięsa ( niestety przemysłowego - staram się odkrawać tłuszcz ) owoców. Chleb odrzuciłam bez bólu, natomiast owoce ( szczególnie banany i jabłka ) oraz miód - jem, czasem nawet za dużo ( ciężko mi się odzwyczaić, jako że w mojej poprzedniej diecie dominował chleb z bezwartościowymi obkładami, makarony, oraz codziennie praktycznie jedzone słodycze. Warzywa jadłam sporadycznie, a owoce głównie wtedy, kiedy nie miałam nic słodkiego pod ręką ) Co do tłuszczu - hmm... całkiem w sumie możliwe, że jem go za mało, chociaż staram się do śniadania dodać trochę oliwy, a gotowane warzywa na obiad udekorować kawałkiem masła

Ale problem mam taki, że nie mam dostępu do mięsa nieprzemysłowego ( co najwyżej kurczaka czasem uda mi się kupić ale to nie tak często i nie ma on aż tyle tłuszczu ). Czy dodawanie do każdego jedzonego posiłku oliwy z oliwek / masła, mogłoby wystarczyć? I czy byłoby też dobre tłuste mleko, o ile mi nie szkodzi?

Oczywiście zanim nie znajdę źródła dobrego mięsa.
Nie mam też za bardzo odniesienia, ile tego tłuszczu powinnam jeść. Co się powinno czuć, jeżeli jest go dostateczna ilość? Nie powiem, ciężko mi teraz zrozumieć sygnały organizmu po tych wszystkich latach wsuwania bezwartościowego jedzenia.