Jak cofnę się pamięcią wstecz zawsze miałam tendencje do wzdęć i częstego oddawania stolca (tak ze trzy razy dziennie minimum), dodatkowo nigdy nie miałam jakiejś rewelacyjnej przemiany materii mimo, że sporo się ruszałam (jak wiele takich przypadków mam na sumieniu zaburzenia odżywania). Dieta moja polegała oczywiście na cięciu tłuszczy, zastępowaniu ich zdrowymi produktami pełnoziarnistymi i sporej ilości ćwiczeń - co pozwalało mi zachować w miarę sylwetkę, ale jak wspomniałam wcześniej przemiana była raczej średnia, tyłam bardzo szybko i czasem z niczego. Problemy jelitowe raz były większe, raz mniejsze. W momencie gdy zaczęłam pracę (biurową) zaczęły się nasilać coraz bardziej (nawet 5 wizyt w toalecie, regularny wieczorny wzdęty bęben). Zaczęłam szukać informacji w sieci i równocześnie pytać po lekarzach. Na pierwszy rzut poszła laktoza --> odstawienie jednak nie pomogło. Potem był gluten, poprawa była, ale nie całkowita. Odstawiałam na własną rękę oczywiście. W między czasie lekarze próbowali mi wmówić, że wymyślam, że mam za dużo stresu w pracy etc. Wyniki badań miałam bardzo dobre (poza refluksem) nikt więc nie zadał sobie trudu, żeby poszukać głębiej. Dostawałam leki, które czasem pomagały, czasem nie. Coś we mnie pękło, gdy usłyszałam: "ma pani zespół jelita drażliwego, trzeba brać leki i z tym żyć". Pomyślałam sobie, że to jakiś żart, że ja 30 letnia osoba mam brać leki przez kolejne 30, 40 a może i więcej lat bez gwarancji, że będzie ok. W tym samym czasie pojawiły się u mnie pierwsze objawy insulinooporności (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że coś takiego jest, teraz podejrzewam, że zmierzałam właśnie w takim kierunku) - uczucie głodu prawie bez przerwy, senność po posiłkach etc.
O paleo słyszałam wcześniej, ale nauczona, że tłuszcz to zło pukałam się w czoło... a potem trafiłam w sieci na film z wykładu Ajwen o insulinooporności i tą drogą na jej blog. Posłuchałam o jej problemach z żołądkiem i o tym jak dieta paleo, a szczególnie odstawienie zbóż jej pomogło. W tym dniu postanowiłam, że mam w nosie lekarzy, którzy nie chcą lub nie umieją mi pomóc, że nie dam się wsadzić między tryby machiny farmaceutycznej i nie będę brać leków, że pomogę sobie sama. Dałam paleo szansę.
Nie jestem stricte paleo, jadam czasem nabiał czy inne rzeczy, ale to co już zrobiłam to był strzał w dziesiątkę. Eliminacja zbóż i pseudo zbóż, przejście na śniadania białkowo-tłuszczowe, usunięcie zbożowych węgli z obiadu na prawdę pomogło. Wzdęcia się uspokoiły. Ilość stolców zmniejszyła. Przestał mnie męczyć ciągły głód. Spokojnie mogę jeść 3-4 posiłki dziennie i nie jest dla mnie problemem poczekanie na posiłek 6 godzin, co kiedyś było nierealne, bo przeraźliwy głód gnał mnie do lodówki po 3 godzinach. Poprawa jest szokująca. Tylko czasem zapominam... człowiek stary i głupi i wracam do starych nawyków a potem płaczę... Ale nad tym można popracować

No i muszę pracować nad rodziną, bo nie wszyscy (szczególnie teściowie) mnie rozumieją.