Od lekarza do kucharza – recenzja książki

Kiedy księgarnia E&M Books zwróciła się do mnie z prośbą o przetestowanie niektórych książek z jej oferty, wzrok mój przykuła niedroga pozycja Od lekarza do Kucharza. Autorka (Danuta Myłek) przedstawia się na okładce jako „dr n.med, specjalista alergolog i dermatolog”, skupia się na roli żywienia w leczeniu „chorób w tym alergicznych” i napisała nagrodzoną pracę doktorską o diecie w atopowym zapaleniu skóry.

Pomyślałem – to coś dla mnie! Nieznana mi polska lekarka, która wie, o co tak naprawdę chodzi w większości chorób. Poczta szybko dostarczyła bardzo porządnie zapakowaną książkę i zabrałem się do czytania.

Danuta Myłek: Od lekarza do kucharza

Niestety lektura nie była tak obiecująca, jak opis na okładce obiecywał. Już we wstępie autorka powtarza wiele razy o zakwaszaniu organizmu i pokarmach kwasowych i zasadowych. Te twierdzenia przewijają się przez całą książkę i są praktycznie na każdej stronie.

Niestety te wszystkie teorie o odczynie pH organizmu i pokarmach, które na niego wpływają to pseudonauka niemająca nic wspólnego z prawdą. Zainteresowanym polecam świetne rozprawienie się z tym mitem po angielsku tu i tu.

Ironicznie, pomimo całkowicie błędnych podstaw, lista zdrowych i rzekomo zasadowych pokarmów, dość dobrze pokrywa się z naprawdę zdrowymi pokarmami i być może dlatego ten mit wciąż trzyma się dobrze.

Dlatego też zgadzam się z większością porad żywieniowych z tej książki, choć ich uzasadnienie uważam w dużej mierze za wyssane z palca.

Takich pseudonaukowych teorii jest w Od lekarza do kucharza nieco więcej – możemy poczytać o strukturze przestrzennej wody albo jedzeniu i grupie krwi. Może to tłumaczyć całkowity brak odnośników do źródeł – przyzwyczaiłem się, że książki o tematyce medycznej odwołują się do badań i publikacji naukowych, ale tutaj nie uświadczy się ani jednego.

Książka ta jest dla mnie napisana dość chaotycznie i pomijając niezliczone błędy interpunkcyjne, rzuciło mi się w oczy kilka absurdów oraz sprzeczności.

Danuta Myłek rozpisuje się o szkodliwości glutenu i radzi, by go unikać, ale z drugiej strony uważa, że tylko pszenica jest szkodliwa i wielokrotnie zaleca jedzenie żyta, jęczmienia i innych zbóż – nawet wśród przepisów są potrawy, do których używa się żytniego chleba. Pomijam już całkowite nierozróżnianie zbóż od pseudozbóż (zobacz więcej: Zboża szkodzą).

Rozdział o żywieniu dzieci mnie rozbawił, szczególnie rada, by banany dawać dzieciom dopiero po 12 miesiącach i to na początku gotowane na parze. Moje dzieci jadły surowe banany (na początku papkę z nich) mniej więcej od 6. miesiąca, no ale widocznie jestem wyrodnym ojcem i się nie znam 🙂

Na plus muszę jednak zaznaczyć, że w tym samym rozdziale bardzo spodobało mi się podkreślenie roli tłuszczu w żywieniu dzieci, co niestety jest pomijane w większości publikacji dietetycznych na naszym rynku.

Tyle tu złego o Od lekarza do kucharza, ale mimo wszystko piszę o tej książce, bo ma dużo dobrego. Danuta Myłek chciała napisać książkę medyczno-kucharską i rzeczywiście udało jej się ciekawie zbilansować informacje medyczne (niestety w sporej mierze nieprawdziwe) z dość ciekawymi przepisami.

Bardzo mi się podoba motto książki: człowiek jest tym, co je, pije i myśli. Wielu dietetyków całkowicie pomija naszą psychikę, a ona ma olbrzymi wpływ na nasze zdrowie.

Od lekarza do kucharza ma bardzo wiele przepisów i widać, że napisane są przez Polaka dla Polaków. Niektóre (tłumaczone i nie tylko) książki w naszych księgarniach proponują egzotyczne przepisy, a wyrzucenie z żywienia zbóż i nabiału to dostatecznie duża rewolucja, żeby zalecać jeszcze odejść od smaków znanych z dzieciństwa.

To dobrze, że Danuta Myłek zaleca nieprzetworzone jedzenie, ale dlaczego tyle przepisów zawiera mąki i smażenie, w tym głębokie? Ja wiem, że taka bywa nasza tradycyjna kuchnia, ale jak można w jednym rozdziale rozpisywać się o szkodliwości frytek, a w innym proponować smażenie papieru ryżowego?

Całe szczęście autorka daje w dużej mierze dobre rady dotyczące wyboru tłuszczów do smażenia.

Mógłbym długo pisać o rzeczach, które mi się w tej książce podobają (np. jedzenie chwastów) oraz nie podobają (np. limitowanie jajek do kilku na tydzień albo że zboża to dobra pasza dla kur), ale raczej nie warto tak wnikać w szczegóły i to niczego nie zmienia.

Od lekarza do kucharza to bardzo przyzwoita książka kucharska, która szczególnie przypadnie do gustu lubującym się w polskich smakach i tradycjach kulinarnych. Część medyczna jest niezbyt udana, ale nie psuje ona za bardzo części kulinarnej.

Dzięki ominięciu całostronicowych zdjęć potraw i dokładnego wyliczania ilości składników książka ta nie jest może bardzo efektowna, ale za to w nie za dużej objętości mieści naprawdę sporo ciekawych przepisów.

Książka wciąż jest w sprzedaży (sprawdź ceny).


Chcesz dostawać informacje na maila o nowych postach na stronie PaleoSMAK? Nie spamujemy, szanujemy prywatność i zawsze możesz się wypisać.

Czytaj więcej: Dieta paleo | Paleo dla początkujących | Efekty diety paleo | Żywieniowe fakty i mity | Dieta na… | Paleo dla dzieci? | Styl życia paleo

Dodaj komentarz przez Facebooka poniżej albo formularzem na dole strony:

6 komentarzy do “Od lekarza do kucharza – recenzja książki”

  1. Mógłbyś podsunąć jakieś przepisy na dania dla rocznych dzieci, szukam, szukam i znajduje jakieś bzdury w sieci, mój zjada praktycznie wszystko co mu przygotuje ale z wiekiem zaczynaja mu się nudzić moje potrawy a mi brakuje pomysłów, jesteśmy na paleo, będę wdzięczna za podpowiedź ?

    1. Zobacz przede wszystkim: https://paleosmak.pl/dzieci-wiedza-lepiej-co-jesc/
      Ja kiedyś gotowałem dzieciom różne dania – gulasze, chili con carne, zupy, potrawki, ale teraz robimy jak najprościej. Dajemy przed nimi jeden talerz z warzywami gotowanymi na parze i drugim z mięsem (najprzeróżniejsze rodzaje) i to nasza ciepła kolacja – jedzą to, co chcą. Na śniadania najczęściej jajecznica na 100 sposobów (np. z ziemniakami albo nasionami konopii), omlety, jogurt naturalny z rodzynkami, jajka na twardo, fasolka w sosie pomidorowym, ser kozi z miodem i orzeszkami piniowymi… różnie. Wszystko to, co jadacie od czasu do czasu. W ciągu dnia to, co się nawinie – warzywa, mięsa, owoce itp.

  2. @baska – uczyła to może za dużo powiedziane, ale w kilku/kilkunastu miejscach w książkach dr Ewy są odnośniki do dr Myłek (stąd znam i kojarzę to nazwisko)

Skomentuj Moris Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres nie zostanie opublikowany. Pola wymagane są oznaczone symbolem *