W kręgach związanych z medycyną alternatywną oraz różnymi sposobami żywienia można usłyszeć, że lekarze są do bani, nic nie umieją i najlepiej się ich pozbyć. Czy rzeczywiście tak jest? Czy potrzebujemy lekarzy?
Mój poprzedni wpis (Lekarze jedną z głównych przyczyn śmierci w USA) może sugerować, że jestem podobnego zdania. Zanim jednak to wyjaśnię, przyjrzyjmy się współczesnym lekarzom.
To bardzo trudny zawód. Nawet droga do niego nie jest łatwa, bo studia medyczne trwają długo i są naprawdę wymagające. A po nich czeka tylko zmęczenie, nawał marudzących i niewdzięcznych pacjentów, a przede wszystkim ogromna odpowiedzialność – jedna pomyłka jest w stanie uśmiercić człowieka.
Mimo wszystko, jako lekarz można zdziałać bardzo wiele dobrego – w ciągu swojej kariery można uratować od śmierci setki pacjentów, a tysiącom innym poprawić jakość życia, lecząc ich z trapiących ich chorób i schorzeń.
Badania zaufania społecznego pokazują, że lekarzom ufa mniej więcej 70% Polaków (źródło). Czy to dużo? Strażakom ufa prawie 90% badanych, a lekarze znajdują się dopiero na na ósmym miejscu rankingu. Lekarzy wyprzedzili górnicy, tokarze, murarze itp – to jasno pokazuje, że jednak jest problem.
Zapewne każdy czytający ma takie doświadczenie: wchodzicie do gabinetu, gdzie siedzi mędrzec w białym kitlu. Opowiadacie, co was trapi, a lekarz w milczeniu wypisuje receptę, potem, nie podnosząc wzroku, mówi „te tabletki 2 razy dziennie” i woła: „następny, proszę”.
A może zdarzyło się, że sami zasugerowaliście, co to może być? A lekarz to zignorował, wyśmiał albo oburzył się i zapytał: „Kto tutaj jest lekarzem?”. A może powiedzieliście, że nie jecie chleba, a lekarz popatrzył jak na wariata?
Czy rzeczywiście tak mają działać lekarze? Czy rzeczywiście muszą oni być mędrcami spoglądającymi na nas w dół ze swojej wieży wiedzy medycznej? W końcu lekarz przecież tyle się uczył i wciąż się dokształca… Ba, ma nawet taki obowiązek.
Niestety lekarz nauczył się wszystkiego jakieś 20 lat temu z książek napisanych przed 40-50 laty, a jego szkolenia od tamtej pory to głównie prezentacje firm farmaceutycznych. Cała jego wiedza pochodzi z uczelni sowicie opłacanej przez przemysł farmaceutyczny, któremu zależy tylko na dochodach, a nie naszym zdrowiu.
Dlatego, mimo iż pewnie 80-90% problemów, z którymi ludzie przychodzą do lekarza, da się rozwiązać prostą zmianą odżywiania lub trybu życia, to na wszystko dostaniemy magiczną tabletkę albo maść. Która oczywiście nie pomoże, bo tak została zaprojektowana.
Bardzo wiele złego można powiedzieć o lekarzach, mógłbym to ciągnąć w nieskończoność. Czy to jednak oznacza, że ich nie potrzebujemy? Że wystarczy nam wyszukiwarka Google i unikanie zbóż? Oczywiście że nie.
Jeśli moje dziecko dostanie biegunkę i gorączkę 40 stopni, to w te pędy polecę do lekarza. Jak sam, odpukać, będę ofiarą wypadku komunikacyjnego, to chciałbym, żeby mnie obejrzał lekarz. Jak krótko po powrocie z wakacji w Afryce, na mojej nodze zacznie rosnąć wielki ropiejący wrzód, to pójdę do lekarza.
Potrzebujemy lekarzy, ale innych. Potrzebujemy lekarzy, którzy będą chcieli nas wyleczyć, a nie dać tabletkę. Potrzebujemy partnera, a nie wszechwiedzącego mędrca, który protekcjonalnie patrzy na nas z góry.
Potrzebujemy lekarzy szczerych, pokornych i otwartych na nową wiedzę. Potrzebujemy lekarzy, który zamiast skupiać się na eliminacji objawów (na gorączkę stłuczmy termometr), będą starali się dociec źródła problemu i doradzić nam, jak sami możemy sobie poradzić.
Tak! Jak mamy problem ze zdrowiem, to często tylko sami możemy sobie pomóc. Lekarz powinien nam asystować i doradzać, a w niektórych przypadkach pewnie także motywować i prowadzić. Jednak nie może nas w tym wyręczać: „Nic nie rób, tylko bierz tę tabletkę do końca życia 3 razy dziennie”.
Potrzebujemy lekarzy myślących! Jeśli doradza się jedzenie zbóż i unikanie tłuszczów zwierzęcych oraz mięsa czerwonego, a widać, że żadnemu pacjentowi to jeszcze nie pomogło, to trzeba się nad tym chociaż zastanowić, prawda?
Potrzebujemy lekarzy, którzy przestaną wierzyć w magiczną pigułkę na wszytko i we wszechmoc przemysłu farmaceutycznego. Lekarzy, którzy rozumieją, że człowiek jest dzieckiem natury, a chemia mu najczęściej tylko zaszkodzi. Lekarzy, którzy będą wiedzieć więcej o żywieniu i wpływie jedzenia na nasze ciała od czytelników i autora tego bloga.
Czy tak się stanie? Wątpię. Dopóki kształcenie lekarzy wygląda tak, jak wygląda, to niewiele się zmieni. Koncerny stają się coraz silniejsze i coraz bardziej bezwzględne w walce o pieniądze – kosztem naszego zdrowia. Lekarze są tak samo ofiarami tego sytemu, jak i my – z tym że niestety łączą oni role ofiary i mimowolnego sprawcy.
Póki co ,staram się lekarzy unikać. Mam to szczęście, że mogę – w ogóle nie choruję, a na proste przypadłości zdrowotne potrafię sobie sam pomóc. A gdy nadejdzie taki czas, że będę bezradny i udam się po pomoc, to naprawdę chciałbym, żeby przyjął mnie myślący lekarz pasjonat, a nie lekarz automat, akwizytor przemysłu farmaceutycznego.
Czytaj więcej: Dieta paleo | Paleo dla początkujących | Efekty diety paleo | Żywieniowe fakty i mity | Dieta na… | Paleo dla dzieci? | Styl życia paleo
Jestem magistrem farmacji i obecne studiuję medycynę i z moich obserwacji wynika, że ludzie sami chcą dostawać tabletki, a gdy mówię o zdrowym odżywianiu i zmianie stylu życia to patrzą na mnie jak na kosmitę. Ile razy słyszałam oburzenie pacjentów, że ktoś był u lekarza w dodatku prywatnie i nawet recepty nie dostał.
Dla mnie jedno jest oczywiste- lekarze chcą za wszelką cenę "sprawić", że ich teorie zostaną udowodnione w praktyce; jak się to nie sprawdza, to ich "misja" się kończy- pacjent staje się natrętem, którego się trzeba pozbyć. Osobiście juz podjęłam wybór- żadnego leczenia ze strony medycyny akademickiej; wolę zdychać w męczarniach (o ile mi na to pozwolą;)) wiedząc, że i tak mnie czeka jakiś koniec niż oddać się w ręce ludzi, ktorzy i tak nic nie potrafia i nie mogą, bo mają zwiazane ręce (czy to jakimiś umowami, kasą czy zobowiązaniami…); gdzieś kiedyś czytałam "dowcip" jaki lekarze o samych sobie opowiadają: lekarze dzielą się na trzy grupy: lekarze pierwszego kontaktu, którzy wszystko wiedzą, a nic nie mogą; chirurdzy którzy nic nie wiedzą, a robią wszystko co mogą i patolodzy, którzy wszystko wiedzą i wszystko mogą, ale zbyt późno.
Bardzo mądry wpis.
Ja sama miałam to szczęście spotykać w życiu raczej dobrych lekarzy, choćby pewnego gastrologa, który usłyszawszy o moich dolegliwościach jeszcze przed gastroskopią doradził mi de facto dietę paleo (choć tak jej nie nazwał).
Z kolei moja endokrynolog nie wiedząc jeszcze, że mam celiakię, poradziła mi odstawienie glutenu – więc przynajmniej w wielkich miastach coś się chyba zmienia…