Czy jak napiszę, że w Wigilię można zjeść tak, że cukry będą na normalnym poziomie, bez podawania insuliny zewnętrznej, to czy ktoś mi uwierzy?
Czy w Boże Narodzenie – Święta, których tradycja w Polsce bardzo długo nie pozwalała na dzielenie się opłatkiem bezglutenowym, a od osób będących na diecie wymuszała zawieszania jej na ten dzień, można się nie objeść do rozchorowania?
A później zdałam sobie sprawę, że od jakiegoś czasu wszystko, co robię, wielu osobom wydaje się bardzo dziwne. Mało tego, wielokrotnie pisałam, aby mi nie wierzyć, tylko samemu sprawdzić.
Mam zdiagnozowaną cukrzycę typu I, a dzięki odpowiedniej diecie nie muszę podawać sobie insuliny zewnętrznej. Czy może być coś bardziej kontrowersyjnego?! (Ja i moja cukrzyca typu I).
Jak przeżyć święta z cukrzycą typu I?
Jak ja przeżyję święta bez podawania sobie insuliny zewnętrznej?
Przecież nie ma znaczenia, czy jestem na intensywnej insulinoterapii, czy dietą, bez zastrzyków z insuliny zewnętrznej, trzymam cukry. Poziom cukrów ma być odpowiednio niski. Tak czy siak, pilnuję cukrów.
Jedyna różnica polega na tym, że kiedy jestem na intensywnej insulinoterapii – „tylko” zwiększę ilość jednostek. No tak, ale o ile?! To jest ten problem.
A ja, odkąd nie podaję sobie insuliny zewnętrznej, tylko dietą trzymam cukry, nie mam tych wątpliwości. Dlaczego?
Od dnia, w którym zrezygnowałam z leczenia cukrzycy typu I insuliną zewnętrzną, każdy dzień jest dla mnie świętem. Dzień w dzień, mam powody do świętowania.
Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, czułam się tak, jakbym odkryła Amerykę.
„Dzień dobry, słoneczko. Zaczynamy nowy dzień, nowy dzień z dobrym poziomem cukru”. Uśmiecham się. Moje dziecko też się uśmiecha. Jestem dumna nie z tego, co przychodzi nam łatwo, ale z tego, co wypracowaliśmy wbrew wszystkim przeciwnościom, jakie zafundowało nam życie. Jesteśmy zwycięzcami nie dlatego, że pokonaliśmy tygrysa, ale ponieważ udało nam się go oswoić.Anna Urbanowicz-Bagniuk „Oswoić tygrysa. Bajki i opowiadania dla dzieci z cukrzycą”
Nieraz czytałam rozpaczliwe słowa: Jaka szkoda, ze musiałem czekać, aż rak zaatakuje całe moje ciało, aby nauczyć się żyć.
Teraz, po czterech latach od życia z cukrzycą typu I, wiem, że zawdzięczam jej nowe, lepsze życie!! Ona nauczyła mnie, jak żyć.
Już raz, w tekście Cukrzyca Michała Figurskiego – jak odrabiać lekcje życia umieściłam ten obrazek, ale powtórzę go raz jeszcze:
Dzisiaj mogę napisać, że cukrzycy zawdzięczam również zdrowe, pełne miłości i spokojne święta.
Tak jak nie mam wakacji od cukrzycy, tak nie mam również świąt bez niej.
Nie chodzi mi o święta, gdzie jest harmonia, spokój, miłość, czas na celebrowanie każdej chwili. U mnie tego nie było.
Każdy był tak zmęczony zakupami, porządkami, szykowaniem świąt, kupowaniem prezentów, że atmosfera była bardziej nerwowa niż świąteczna. Zmęczeni, nie raz pokłóceni, siadaliśmy do Wieczerzy. Trzeba było zjeść każdej potrawy porcję, wielokrotnie niemałą. Potraw oczywiście było dwanaście. Wielokrotnie padały stwierdzenia: „musisz tego spróbować”, „babcia tak się starała – jutro będzie niesmaczne”, „ dopóki nie zjesz bigosu, nie otworzysz prezentów”…
Mam wrażenie, że u większości osób z cukrzycą, było podobnie…
Nikt nie miał siły na nic więcej. Tylko się jadło. A później cierpiało…
Od kiedy mam cukrzycę i wiem, że jedzenie może być dla mnie albo lekiem, albo trucizną, zaczęłam szukać alternatywnego spędzania świątecznego czasu z bliskimi.
I nagle okazało się, że można wspólnie robić sto pięćdziesiąte uszko (jeżeli ma się ochotę), ale o ile przyjemniejsze może być wycinanie ozdób choinkowych bądź zwiedzanie stajenek w pobliskich kościołach…
Dzięki temu spędza się wspólnie czas, celebruje się te święta.
Z wielką radością zamieniłam szał zakupów, kolejek i tony zbędnych rzeczy do jedzenia, których zdrowy człowiek, nie jest w stanie przetrawić, na czas na świeżym powietrzu, a później na gry planszowe.
Oczywiście, był nakryty stół, usiedliśmy, jednak nikt nikogo do niczego nie namawiał; każdy celebrował czas spędzony wspólnie.
Zdaję sobie sprawę, że u osób głęboko wierzących, święta te wyglądają inaczej. Ortodoksyjny katolik więcej czasu spędza na studiowaniu Pisma Świętego, modlitwie i duchowym celebrowaniu tego dnia. Więcej jest miłości, harmonii, i szacunku do bliźniego. A tam, gdzie Miłość i harmonia, nie ma miejsca na cukrzycę.
Opisałam swoje doświadczenia. Chciałam pokazać, że nawet z takiego chaosu, jaki był u mnie, można wyjść obronną ręką i zdrowiejącą trzustką. Skoro ja dałam radę, inni też dadzą.
Jeżeli ktoś ma już tak silną wolę, że umie grzecznie odmówić pięćdziesiątej porcji sernika, bigosu, karpia, sałatki itp., to z Wigilii może wyjść o niskich cukrach; jedząc sałatkę z majonezem (Czy cukrzyk może jeść majonez? Czy majonez podnosi cukry?), słodkie co nieco Pralinki dla cukrzyka nie wymagające podawania insuliny, Bułeczki dla cukrzyka niewymagające podawania insuliny.
Pamiętajmy, że kościół katolicki daje dyspensę dla osób chorych, a my, słodziaki, mamy do tego prawo. Nic się nie stanie, jak na śniadanie zjemy awokado, na obiad karpia z warzywami, które nam służą, a na kolację karpia z sałatką.
Mało tego, teraz to wiem, wszystkim, nawet zdrowym członkom rodziny, dobrze takie menu zrobi.
Oczywiście, żeby mieć niskie cukry dnia następnego (Gdy poranne wstają zorze) trzeba pamiętać, że ryba jest jednym białkiem zwierzęcym, a majonez (jeżeli jest tradycyjny) jest już drugim białkiem zwierzęcym tego dnia.
Tak jak odpowiedziałam w Mama małego cukiereczka, jak wytłumaczyć 2-letniemu dziecku, żeby nie jadło tego ciastka co babcia upiekła. Pytanie powinno chyba brzmieć: Jak wytłumaczyć babci, żeby zrozumiała, że to ciasteczko jest trucizną? Albo bardziej dosadnie: Na kim bardziej Ci zależy? Kogo bardziej kochasz? Może czasami trzeba zastosować drastyczne środki i ograniczyć wizyty?
Moim dziadkom nie było łatwo przestawić się na to, że czekoladę i ciastka zamieniłam na pieczoną kaczkę i ogórki. Ale kiedy mój dziadek się dowiedział, że królik albo gęś z ogórkami kiszonymi są moimi sprzymierzeńcami, to stał się specjalistą w przyrządzaniu tych potraw.
Jednak to jest dziadek, który mnie kocha i zależy mu na mnie. Nie musi mi tego mówić co chwila. Widzę to, po jego czynach.
Unikam wizyt u osób, które nie umieją uszanować mojego zdrowia. Prawda jest taka, że albo unikam podawania insuliny zewnętrznej, albo jem ciasteczko, żeby zrobić przyjemność cioci i później się kłuję. I nie uwierzę, że dla jakiegokolwiek cukrzyka podawanie sobie insuliny zewnętrznej jest przyjemne. Bo nie uwierzę.
Z życzeniami niskich cukrów oraz siły w stawianiu zdrowych granic
eMMa
"Sweet tooth"
lp.pw@htootteewsamme
Czytaj więcej: Dieta paleo | Paleo dla początkujących | Efekty diety paleo | Żywieniowe fakty i mity | Dieta na… | Paleo dla dzieci? | Styl życia paleo
eMMo na jakim poziomie jest aktualnie Twój c peptyd? I z jakiego poziomu zaczynalas?
Pozdrawiam serdecznie i podziwiam za wytrwalosc i zaangazowanie!
Olu, wielokrotnie o tym wspominałam; ostatnio w "Mama małego cukiereczka".
Będę jeszcze o tym pisać, ale odnoszę wrażenie, że C-peptyd nie ma największego znaczenia. Jest ważny, ale nie najważniejszy.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za dobre słowa 🙂
Z moich obserwacji wynika, że faktycznie c-peptyd nie jest tutaj najistotniejszy. Mój syn po roku choroby miał c-peptyd 1,45 i bardzo wysokie cukry, natomiast na początku choroby c-peptyd 0,22, a cukry znacznie lepsze niż przy tym 1,45. Jeszcze nie wiem co ma tutaj największe znaczenie, może anty-gad oraz IA-2??? Jeszcze nie znalazłam odpowiedzi, ciągle szukam:)
Mam wrażenie, że chodzi o wiele rzeczy.
Nie skupiałabym się na standardach medycyny współczesnej/ normach laboratoryjnych.
Wrócę jeszcze do tematu.
Fajnie, że szukasz. To mobilizuje do rozwoju, również duchowego.
A to oznacza, że jesteś otwarta na nowe rzeczy, wiadomości.
I to jest piękne 🙂
Dzięki temu, stajemy się lepsi. 🙂
To prawda Emmo, to skłania do rozwoju na wszystkich polach, uważam że jeszcze nigdy w życiu nie nauczyłam się tak wiele jak przez ostatnie 2 lata choroby mojego syna. Postęp jest nieprawdopodobnie szybki:), a co ciekawe z nami uczy się cała nasza rodzina: babcie, dziadkowie, siostry i ich rodziny, wszyscy robimy badania, obserwujemy i eksperymentujemy ze sposobami odżywiania i mam wrażenie oraz silną wiarę (pomimo wysokich cukrów), w to ze znajdziemy/ wypracujemy drogę ku zdrowiu mojego syna, a przy tym zdrowiu całej rodziny. Choroby autoimmunologiczne nie obejmują tylko „lukierka”, ale całe rodziny, z tego co widzimy. Stan mojego syna zmobilizował nas wszystkich do jeszcze głębszego spojrzenia na wszystko dookoła…. pomimo tego iż zawsze wydawało mi się głębokie i szerokie:)
Pozdrawiam i przesyłam moc dobrej energii!