Cukrzycy, którzy trafili na moje wpisy, są przerażeni ilością zmian i nowości. Wierzcie mi, ja też na początku myślałam, że nie ogarnę tego.
Często pada prośba o kilka szybkich wskazówek z informacją w tle: nie mam czasu siedzieć w kuchni, pracuję, mam inne obowiązki. W domyśle: daj mi jedną tabletkę, to jeszcze jestem w stanie wcisnąć w grafik.
Ostatnio obserwuję, jak moja najbliższa przyjaciółka, która wie z czym się zmagam, co jem i jak jem, od kilku miesięcy jeździ po lekarzach ze swoją nastoletnią córką z powodu biegunek.
Jedzą nabiał, zboża, słodycze. Biegunki i bóle brzucha są najczęściej po jogurtach. Od kilku miesięcy raz w tygodniu słyszę, że bóle brzucha się nasilają, biegunki również. Za każdym razem mówię to samo: odstawcie nabiał. No co ty?! Ale jak my będziemy żyć??
W ciągu tych kilku miesięcy były już ze dwa razy na pobraniu krwi, u pediatry, u gastroenterologa, na USG. Kilka dni temu kolejne gorzkie żale: że nic w badaniach nie wyszło, a bóle brzucha i biegunki są nadal. Liczyły, że wyjdzie coś, na co lekarz przepisze leki. Wezmą je i po sprawie.
Skomentowałam tę sytuację w ten sposób: to jest niesamowite, że masz czas i pieniądze (wiele wizyt prywatnie, mieszkamy w dużym mieście, ceny od 200zł) na pielgrzymki po lekarzach, a odstawienie nabiału jest poza waszymi możliwościami…
Wiesz, że jestem. Wiesz, że jem bez nabiału. Wiesz, że było i nadal czasami jest mi ciężko, ale tak ja wy mi pomagałyście, tak i ja wam pomogę. Wystarczy, że przestaniesz kupować słodycze (szuflada ze słodyczami jest zawsze pełna) i nabiał. A do naleśników dodaj mleko sojowe lub migdałowe. Ale to jest niedobre – usłyszałam.
A jadłaś?
No nie.
Nie dziwi mnie to. Ani podejście mojej przyjaciółki, ani maile od cukrzyków z prośbą o dwusekundowe dania. Każdy ma swoją drogę, swój czas. Swoje dno, którego nikomu nie można zabrać, bo nie będzie miał się od czego odbić.
Dlatego chcę Wam się do czegoś przyznać: ja też jestem leniwa!!! Ja też nienawidzę siedzieć w kuchni. Wolę pograć w tenisa, czekać na dobry wiatr, żeby odpalić kajta, ale siedzieć w kuchni i gotować? I myć później (nie mam zmywarki), sprzątać to wszystko? A nie daj boże nie będzie smakowało… albo będzie smakowało za bardzo, ale podniesie cukry…
Typowe. No tak mam.
Dlatego jem to, co wymaga jak najmniejszego zaangażowania w przygotowaniu.
Czyli, na przykład:
Rano o 6:00 70 g pestek słonecznika + 30 g masła klarowanego.
O 10:00 budyń dla cukrzyka (przepis tu albo tu – czyli węglowodany).
Ponieważ węglowodany szybciej się trawią, kolejny posiłek jem po trzech godzinach, czyli o 13:00. Jem to samo co na śniadanie, czyli: 70 g pestek słonecznika + 30 g masła klarowanego.
A o 17:00 to samo co o 10:00.
Z powodu lenistwa kuchennego, nie chce mi się już szukać nowych przepisów…
Jednak ostatnio, miałam kolejne podejście do tortilli… Zaproponowane przez cudowne matki słodziaków, czytelniczki moich wpisów. Prosty przepis: łuski babki jajowatej i mąka kokosowa. Pierwsze podejście skończyło się fiaskiem: wszystko się kleiło do wszystkiego, tylko nie do blachy. A później, jak już znalazło się na blasze to… szkoda gadać: twarde, przypalone, ech… Tak, jestem beztalenciem kuchennym.
Parę dni temu temat powrócił na fb. Tym razem, okazało się, że mogę to smażyć, a nie piec. I jest filmik instruktażowy, dla takich jak ja. Pokazujący krok po kroku, jak te placuszki/naleśniki zrobić.
I wiecie co?! Najlepsze jest to, że one mogą być surowe w środku, bo zarówno mąkę kokosową można jeść na surowo jak i łuski babki jajowatej 😀 Idealne. Nie trzeba się martwić, że się przypalą, albo będą niedopieczone. Bajka!!! Mimo to, smażę 😊
1-2 minuty z każdej strony, po kilka razy.
Dla mnie, porcja która nie podnosi cukrów to:
Mieszam 30 g mąki kokosowej z 8g łusek babki jajowatej (zamiennie można użyć mąki z konjac glukomannan). Później dodaję 120 ml letniej wody (40°C)+ 7 g oliwy + ½ g sody oczyszczonej. To wszystko dokładnie mieszam łyżką, następnie ręką ugniatam przez 1 minutę, dodając w tym czasie szczyptę soli.
Początkowo jest mokre, ale po tej minucie robi się bardziej suche i zbite. Nadal jest ciut klejące, ale odkleja się od ręki bez problemu. Zostawiam na 10 minut. Po tym czasie dzielę na cztery części. Każdą z nich „rozpłaszczam” (bez wałka, małym garnuszkiem, tym samym w którym mieszam składniki jak i którym później wycinam kształt) między papierem do pieczenia (wszystko dokładnie jest na filmiku, polecam) i smażę. Robię małe, grubsze. Raczej pancake niż naleśniki, ponieważ łatwiej mi przewracać na patelni. Nie drą się, jak przywrą do patelni, to pięknie odklejają się od papieru (robię dokładnie tak jak na filmiku: „przenoszę” na papierze do pieczenia).
Ja używam starej patelni, dlatego potrzebuję 20 g oleju kokosowego do ich smażenia. Gdybym miała taką patelnię, która nie wymaga tłuszczu do smażenia, i tak i tak dodałabym 20 g, na przykład masła klarowanego. Można zjeść je same. Można z warzywami. Jeżeli komuś służy czekolada gorzka: można na słodko.
Tego dnia zjadłam:
6:00 200 g mielonego indyka (samo mięso) z solą + 30 g oleju z pestek z dyni (smak potrawie nadaje olej);
10:00 te pancake (cała wyżej wymieniona porcja) z ogórkiem świeżym;
13:00 200 g mielonego indyka (z Lidla) z solą + 30 g oleju z pestek z dyni;
17:00 te pancake z surową cukinią (obieram cukinię obieraczką na kształt makaronu. Moczę pół godziny w zimnej wodzie z solą i jem). Jak jestem leniwa, jem bez warzyw.
Smacznego!
Z życzeniami niskich cukrów,
eMMa
"Sweet tooth"
lp.pw@htootteewsamme
Czytaj więcej: Dieta paleo | Paleo dla początkujących | Efekty diety paleo | Żywieniowe fakty i mity | Dieta na… | Paleo dla dzieci? | Styl życia paleo
Już jakiś czas temu przeczytałam na blogu wszystkie Twoje wpisy. Bardzo ciekawa i inspirująca historia. Podziwiam ludzi skłonnych do wyrzeczeń w imię zachowania/poprawy zdrowia. Czekam z niecierpliwością (pewnie nie tylko ja) na kolejnego posta. Jestem bardzo ciekawa co u Ciebie Emmo…
Awario, bardzo dziękuję za miłe słowa. U mnie wszystko OK. Rzeczywiście dawno nic nie pisałam. Wynika to z faktu, że miałam poczucie, iż wszystko co ważne już napisałam. W tak zwanym międzyczasie, byłam na wizycie u "celebryty" dietetyka klinicznego, w celu dobrania suplementów dla wsparcia organizmu; niestety, historia skończyła się dla mnie dużym rozstrojem. Już z tego wyszłam, ale czy jest sens o tym pisać? Teraz eksperymentuję z medycyną chińską, ale ciut za szybko na jakiekolwiek wnioski. Pozdrawiam serdecznie.
Pytałam oto wcześniej, ale mój komentarz zniknął. A co Pani pije między posiłkami?
Aga, piję głównie wodę. Czasami zieloną herbatę. Niestety kawę też… U mnie w domu od zawsze był nawyk picia wody, herbat. Słodkich napoi nie było. Jeden z nielicznych zdrowych nawyków 😛 😀
Jeśli faktycznie tak się odżywiasz, jak napisałaś – a nie mam podstaw, żeby Ci nie wierzyć – to w sumie… Chyba podziwiam. Na pewno nie potrafię zrozumieć – ale w końcu nie mam cukrzycy, więc nie wiem, do czego ja byłabym zdolna (mam nadzieję, że nie będę musiała się nigdy przekonać). Bo dla mnie to, co jesz, jest kompletnie bez smaku. Nie rozumiem, jak można jeść na śniadanie pestki słonecznika z masłem klarowanym (smażysz je na tym maśle? Jesz je łyżeczką??), zajadać suche pankejki kokosowe (fakt, nie znoszę kokosa) z cukinią czy tam ogórkiem.
Ja bym nie potrafiła.
A. a próbowałaś?? Próbowałaś jeść prażone i solone pestki słonecznika?? Ja uwielbiam. Mogłabym żyć jedząc tylko tahini z ksylitolem, masło migdałowe i prażone, solone pestki słonecznika… Ja też nie znosiłam kokosu… Smak mi się zmienił. Suche pankejki?? One są mokre w środku, plus smażę je na tłuszczu.
Wszystko, o czym piszę jem i mi smakuje. Oczywiście, gdybym była w pełni zdrowa, to nie zamieniłabym drożdźóweczki z kruszonką, z masełkiem i dżemikiem i serkiem wiejskim na nic innego.
Cześć, mam cukrzycę typu 1 od ponad 10 lat. Nie mam tak restykcyjnej diety jak eMMa, ale jednak trzymam się diety nidkowęglowodanowej(niemal keto), w wyjątkiem na soczewicę, kaszegryczaną i fasolę. Ale w takich ilościach by na cały duży obiad podać sobie 2 j insuliny i miec spokojną głowe ze nie podniesie mi cukrów. Chcę zaznaczyc, ze dla mnie te kilka sekund robienia zastrzyku z małą dawką nie jest problemem:) Ale ja nie o tym. Chciałam się podzielić obserwacją, ze na nielam wszystkim grupach forach cukrzycy typ 1, króluje przekonanie ze na typ 1 można jesc wszystko, wystarczy podac odpowiednia dawkę insuliny. Niesamowicie mnie to wkurza bo, teoretycznie tak jest ALE, potem cukry wariują, wciąż czlowiek muusi myslec o cukrach, czy dobrze wyliczyl, czy nie bedzie spadku itd. Poza tym, w jednym poście pn (gdy próbowalam zasugerowac ograniczenie węglowodanów) zostalam niesamowicie shejtowana przez tych ludzi. Tych samych ludzi, którzy w swoich następnych postach piszą "ratunku, mam cukry ponad 400 od kilku dni, ratunku, retinopatia mnie dopadła". No ręce mi opadają. czuję, że jestem w tym sama, a wszelaka próba tlumaczenia, ze moze by ci ludzie spróbowali chociaz przez tydzien keto/niskich wegli i zobacza ze cukry nie beda im skakac – zawsze ten sam hejt: Podaje insuline i jem co chcę, nie wprowadzaj ludzi w błąd. Chciałam się tym spostrzezeniam podzielić. Z jednej str mam ochote krzyczec i tłumaczyc tym ludziom ze jednak nie jest obojętne dla zdrowia to ze zjedzą pięć batonów i gar owsianki i zbijają cukier 300 w imię wolności jedzenia wszystkiego. A z drugiej str juz sie poddalam i nie pisze nic, nie udzielam się, bo mnie czeka zawsze hejt. Wypiszę się z tych grup, nie wiem co mnie tam trzyma szczerze mówiąc. Ale smuci mnie bardzo to ze ludzie maja tak mało wyobraźni. Dziękuję eMMo za to co robisz:):)
Izo, jak ja Ciebie świetnie rozumiem… Mało tego, mam poczucie, że prawie większość słodziaków czytających moje wpisy, ma podobnie.
Właśnie dlatego postanowiłam opisywać swoją historię. Dając przykład. Ten, kto jest gotowy odstawić/zmniejszyć zapotrzebowanie na insulinę zewnętrzną, znajdzie moje wpisy.
Dla mnie te kilka sekund robienia sobie zastrzyku, to początek problemów: siniaki, odsłanianie ubrań (zwłaszcza zimą) no i pilnowanie później, po dwóch/trzech/czterech godzinach, czy jednak nie lecą za bardzo te cukry, itp i itd. Wolę bez. Jednak to nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, żeby każdy wiedział, że można inaczej. Dziękuję Izo za ten komentarz.
Ja dzięlkuję za odpowiedź i za opisywaniu na tym blogu swojej historii:) To co Pani robi jest niesamowite i inspirujące. Nawet Pani nie wie jak bardzo mi pomogła swoimi wpisami poukładać sobie wszystko w głowie.
P.s wczoraj wypisałam się ze wszytskich "standardowych" grup fb dotyczących cukrzycy. Nie chcę się denerwować. Jeśli ktos chce jesc co mu sie podoba, mieć cukry ponad 300 w imie "wolności jedzeniowej"(nikt mi nie wmówi ze zawsze idealnie sobie potrafi wyliczyc insulinę, to tak się nie da po prostu:D) a za kilka lat umierać z bólu(nauropatia) itd, niech robi jak chce. Mam teraz spokojną głowę;)
Mam pytanie co do mięsa mielonego z indyka:czy spożywasz je usmażone czy na surowo?zdarzyło mi się raz nabyć takie mięso w Lidlu , jestem pewna ,że ma dodatek skrobi, niczego nie dodawałam a pulpety były twarde i mocno związane ….
Bogusławo, gotuję. Na ten moment nie jestem w stanie przełknąć surowego mięsa… Kupuję w różnych miejscach, nie zauważyłam różnicy. Jedynie nie mam zaufania do mięsa z Biedronki… jakoś tak mi nie smakuje… ale to pewnie moje własne uprzedzenia.
Emmo, a mnie ciekawi jedno- mowia ze may jesc róznorodnie, tyle warzyw, tyle białek, takie mieso, rybu takie… by zaopatrzyc organizm w potrzebne minerały i mikroskładniki. Zatem ciekawi mi- po Twojej przykładowej rozpisce diety- jak to sie ma do tego. "Powinnaś", wg tego mieć duze niedobory witamin.Pytam z ciekawości, bo jakoś nie kumam tego…
-ja, czy uważasz, że w warzywach i owocach jest wystarczająca ilość minerałów i mikroskładników? Mieszkam w dużym mieście, w Polsce, staram się kupować bio i eko warzywa i owoce, ale jedyne co czuję jedząc np. kalarepę, to smak benzyny… nigdy nie jadłam ani jej nie piłam 😛 ale takie mam odczucia.
Mój organizm jest bardzo czuły na pestycydy. Wystarczy jeden kęs jabłka z chemią i mam usta jak u glonojada…
Na ten moment, uważam, że trzeba się wspomagać dodatkowymi suplementami. Jest wiele różnych teorii, według jednej z nich, jeżeli masz dostęp do "naturalnego" pokarmu, mieszkasz na wsi, wszystko jest bio, to tylko pozazdrościć, ponieważ wierzę, że razem z tym pokarmem dostarczasz potrzebne minerały i mikroskładniki. W przeciwnym wypadku, trzeba ciut sobie pomóc.
Ale prawdę mówiąc, sama już czasami nie wiem ;P
Ale polecanie "mleka" sojowego i to jeszcze na stronce o paleo, to zbrodnia :v
Lugianna, pewnie zauważyłaś również, że w moich tekstach jest wiele rzeczy, które nie są zgodne z paleo. Tym bardziej jestem wdzięczna Grzegorzowi, że publikuje moją historię, moje zbrodnie. Dla jednych zbrodnią będzie to, że unikam insuliny zewnętrznej, mimo cukrzycy typu I insulinozależnej. Czy opisując swoją historię cokolwiek polecam?? Tak, uwielbiam raz na jakiś czas zjeść makaron z konjac glukomannan polany śmietanką sojową 🙂 trzyma mi cukry na niskim poziomie. Mam wrażenie, że jest to mniejsza zbrodnia dla mojej trzustki, niż zastrzyki z insuliny zewnętrznej, bo ktoś inny tak uważa.
Pozdrawiam serdecznie, zabójcza eMMa 😛
Jak ja Cię rozumiem 🙂
Już dawno przestałam tłumaczyć wiecznie chorym, wiecznie łykającym jakieś tabletki i włóczącym się po lekarzach, laboratoriach i szpitalach ludziom, że NAPRAWDĘ można żyć bez tysięcy produktów i tysięcy potraw z nich przygotowanych, tym bardziej, jeśli mamy sygnały od ciała, że coś mu nie pasuje. Według wielu z moich znajomych, jedząc to, co jem, już dawno powinnam nie żyć. A ja, nie dość, że żyję i mam się bezczelnie dobrze, to jeszcze szerokim łukiem omijam markety, zaś żywność (czyli jarzyny, lokalne owoce, masło, jajka, czasem ryby) kupuję od sprawdzonych dostawców.
Owszem, pamiętam jak smakuje poranna kawusia z białym pieczywem, serkiem camemberkiem lub wymyślną konfiturą. Pamiętam wszystkie pyszne potrawy, gdyż jestem pieprzoną hedonistką, uwielbiającą (między innymi) rozkoszowanie się smakami. Pamiętam także wszystkie problemy zdrowotne (bóle pęcherza, ataki woreczka żółciowego, napady arytmii serca), które dotykały mnie po konkretnych produktach i daniach.
Tak Jak Ty, Droga Emmo, spróbowałam swojej drogi. Bywało bardzo ciężko, lecz – jak i Ty wiesz – przecież było warto. Zaiste, życie bez bólu i leków warte jest każdego rozsądnego działania.
Tylko czasami w nocy śnią mi się uczty… Przynajmniej w snach najadam się do woli, bez przykrych skutków 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie, niezmiennie pełna podziwu dla Twojej wytrwałości i konsekwentnych działań.
Hanka, to ja Ci dziękuję za wsparcie, zrozumienie i bycie bezczelnie zdrową 😛
Skończyło się na tym, że sama zrobiłam im zakupy. Kupiłam to, co mi smakuje i to, co najchętniej sama bym zjadła gdyby nie cukry. Oczywiście bez nabiału.
Zobaczymy.
Mnie stopuje do nawracania wszystko-żerców fakt, że każdy ma swoje dno. I nikomu nie mam prawa go zabierać, bo nie będzie miał się od czego odbić. Jak mantrę to sobie powtarzam.
Pozdrawiam serdecznie.