Kompendium nietolerancji pokarmowej – recenzja

Kompendium nietolerancji pokarmowej z podtytułem „kiedy jedzenie szkodzi” to bardzo ciekawa i oryginalna książka. Wydana została nie przez typowe wydawnictwo, ale przez firmę Cambridge Diagnostics, producenta testów nadwrażliwości pokarmowych, w tym opisywanego tu już Food Detective.

Kompendium nietolerancji pokarmowej

Książka składa się z 12 rozdziałów – każdy napisany przez innych autorów i poświęcony czemu innemu – w większości różnym chorobom autoimmunologicznym.

Większość autorów to lekarze, jednak ci światlejsi, którzy wiedzą, że jedzenie ma ogromny wpływ na nasze zdrowie. Opisują daną chorobę, podają objawy i różne metody leczenia. Szczególny nacisk jest położony na nadwrażliwości (nietolerancje) pokarmowe i ich wpływ na dane schorzenie.

Bardzo cenne są opisy przypadków – historie pacjentów. Mamy podane objawy, rozpoznanie, badania, podjęte leczenie, jego etapy i skutki. Możemy zobaczyć „od podszewki”, jak wygląda warsztat lekarza i dietetyka.

Wśród opisanych zagadnień mamy autyzm, a bardzo celny podtytuł III rozdziału to „autyzm zaczyna się od jelit”. Obowiązkowa lektura każdego rodzica dziecka autystycznego.

Kolejne rozdziały opisują zespół jelita nadwrażliwego, nieswoiste zapalenia jelit, chorobę uchyłkową jelita grubego, zapalenie tarczycy Hashimoto oraz choroby reumatyczne ze szczególnym uwzględnieniem reumatoidalnego zapalenia stawów.

Osobny rozdział poświęcony jest płodności i wpływie nadwrażliwości pokarmowych na nią. Inny rozdział opisuje zaburzenia gospodarki węglowodanowej, czyli głównie cukrzycę.

Są też praktyczne wskazówki dotyczące badań nadwrażliwości pokarmowych, diety eliminacyjnej i ponownego wprowadzania pokarmów.

Ostatni rozdział to „Gotuj bez nietolerancji”, czyli zbiór przepisów mających zastąpić typowe mączne i mleczne dania.

Każdy rozdział to kopalnia wiedzy. O niektórych zagadnieniach (np. choroby reumatyczne) wiedziałem do tej pory niewiele, ale sam nauczyłem się wielu ciekawych rzeczy dotyczących nawet chorób, o których czytam od wielu lat i które naprawdę dobrze poznałem.

Większość książki Kompendium nietolerancji pokarmowej jest napisana przez lekarzy i to widać. Lektura miejscami nie jest łatwa i mamy trochę pojęć medycznych, które nie wiem, czy są potrzebne przeciętnemu czytelnikowi.

Rozdział o płodności (bardzo ciekawy!) jest napisany wyraźnie innym językiem – w trakcie lektury spostrzegłem, że autorka, choć ma ogromną wiedzę, to nie jest lekarzem.

Niestety ta bardzo cenna i wartościowa książka ma też kilka minusów, między innymi błędy interpunkcyjne oraz gramatyczne typu „jedzenie tłuszczy”.

Nie ułatwia też lektury to, że autorzy poszczególnych rozdziałów stosują inne nazwy tego samego problemu. Mamy „zespół jelita przesiąkliwego”, „zespół cieknącego jelita” oraz „nieszczelne jelita”.

Razi też brak konsekwencji w zaleceniach żywieniowych. W niektórych rozdziałach autorzy bardzo słusznie sugerują ograniczenie tłuszczów wielonienasyconych omega-6, w innych za to sugeruje się zwiększenie spożycia tłuszczów wielonienasyconych (co się tak naprawdę źle odbije na zdrowiu).

Bardzo cenne w Kompendium nietolerancji pokarmowejdokładne opisy leczenia pacjentów, czasem z ich jadłospisami. Te jadłospisy jednak nie zawsze są warte naśladowania, przykładowo na stronie 105 mamy jadłospis pacjenta z nadwrażliwością na pszenicę. Mamy w nim żyto, owies, proso, grykę – same węglowodany i odrobina tylko białka i tłuszczu.

Większość autorów to lekarze, którzy mają zdecydowanie większą wiedzę niż typowa pani doktor z rejonowej przychodni. Jednak lekarz wciąż jest lekarzem – boi się straszliwego cholesterolu, tłuszczów nasyconych, mięsa czerwonego itp.

Z niektórych rozdziałów dowiemy się typowych lekarskich absurdów: czerwone mięso wywołuje raka, tłuszcze nasycone nasilają stany zapalne, dietetyczny cholesterol jest bardzo niezdrowy itp.

Jest też perełka w postaci stwierdzenia, że dieta wegetariańska ma wysoką wartość odżywczą, choć wszelkie badania naukowe jasno pokazują, że wśród wegetarian powszechne są niedobory witamin i innych składników pokarmowych (zobacz więcej: Dieta wegetariańska).

Możemy się też dowiedzieć, że dieta bez pokarmów mlecznych to dieta wegańska. Autorowi nie przyszło do głowy, że można wyeliminować mleko, ale jeść mięso.

Szkoda, że rozdział o chorobach reumatycznych, tak pełen przydatnych informacji, nie wspomina ani słowem o rosole (kolagenie) dla odbudowy zniszczonych chrząstek.

Szkoda, że rozdział o zaburzeniach metabolizmu węglowodanów (czyli głównie o cukrzycy) nie wspomni, że skoro ma się problem z węglowodanami, to się ich nie powinno jeść!

Ostatni rozdział z przepisami też się smutno czyta. Choć nie zawierają glutenu, mleka i wiele przepisów jest bez jajek, to wszystkie są przeładowane węglowodanami i tłuszczami omega-6.

Jeden z przepisów oznaczony „bez drożdży” ma wśród składników ocet jabłkowy (który ma drożdże). Sam wydawca książki, firma Cambridge Diagnostics, w materiałach dołączanych do testów nadwrażliwości pokarmowych stwierdza, że ocet, szczególnie jabłkowy, w przypadków problemów z drożdżami jest wykluczony.

Większość przepisów zawiera zboża (proso, ryż, owies, kukurydzę), bardzo często pojawiają się też orzechy, strączki i psiankowate. Podtytuł „gotuj bez nietolerancji” jest zdecydowanie nadużyciem, bo eliminuje tylko zboża glutenowe, mleko i czasem jajka, zostawiając inne alergeny, na które nadwrażliwości się dość często zdarzają.

Na obronę autorki rozdziału z przepisami należy podać, że celowo wybrała przepisy, które mają zastąpić typowo mączne i mleczne pokarmy – ciasta, pierogi, chleb, bułki itp. Takie dania trudno przygotować ze zdrowych składników.

Mimo wszystko sam dobrze wiem, że da się upiec ciasta bez zbóż, a wiele z nich z ograniczoną ilością węglowodanów i tłuszczów wielonienasyconych. Opisywana niedawno książka Paleo na słodko jest tego przykładem.

Szkoda, że tak cenna książka jest odrobinę niedopracowana. Przydałaby się lepsza korekta, ujednolicenie nazewnictwa, poprawa sprzecznych zaleceń dietetycznych (tłuszcze wielonienasycone) oraz usunięcie antynaukowych zabobonów o cholesterolu i tłuszczach nasyconych.

Mam nadzieję, że wydawca uwzględni to w przyszłych wydaniach. Mimo to już teraz jest to bardzo cenna i pomocna książka.

Czytelnicy albo posiadający nadwrażliwości pokarmowe, albo je podejrzewający, mogą się dowiedzieć dużo o objawach, diagnozie i badaniach. Są szczegółowe wskazówki dotyczące procesu eliminacji określonych pokarmów i ponownego ich wprowadzania.

Mamy dobrze opisane, jak nadwrażliwość pokarmowa (IgG zależna) jest istotna albo wręcz kluczowa w wielu problemach – nie tylko chorobach autoimmunologicznych, ale też w przypadku zaburzeń płodności.

Opisy przypadków – historie pacjentów dodają wiele praktycznych informacji do porządnej dawki teorii. Widzimy, jak wyglądał proces diagnozy, badań i leczenia osób borykających się z powszechnymi teraz problemami. Jakie były zalecenia i jakie ich efekty.

Pomimo kilku absurdów (ten cholesterol!) mogę zaryzykować tezę, że świat byłby zupełnie inny (dużo lepszy), gdyby wszyscy lekarze i pacjenci przeczytali Kompendium nietolerancji pokarmowej.

Zdecydowanie polecam wszystkim, a dla rodziców dzieci autystycznych i pań borykających się niepłodnością jest to lektura obowiązkowa.


Chcesz dostawać informacje na maila o nowych postach na stronie PaleoSMAK? Nie spamujemy, szanujemy prywatność i zawsze możesz się wypisać.

Czytaj więcej: Dieta paleo | Paleo dla początkujących | Efekty diety paleo | Żywieniowe fakty i mity | Dieta na… | Paleo dla dzieci? | Styl życia paleo

Dodaj komentarz przez Facebooka poniżej albo formularzem na dole strony:

Jeden komentarz do “Kompendium nietolerancji pokarmowej – recenzja”

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres nie zostanie opublikowany. Pola wymagane są oznaczone symbolem *