Nie można za długo publikować jadłospisów jednej osoby, bo w końcu zaczną się powtarzać. Nawet jeśli nie jadam dość monotonnie, to ile różnych (prawdziwych!) jadłospisów można ułożyć na podstawie jednej osoby? Stąd też pomysł publikowania jadłospisów innych bloggerów paleo. Dziś swoje menu prezentuje Bartek, autor bloga paleolife.pl, zapalony crossfitowiec i entuzjasta zdrowego stylu życia.
Ryż albo kuskus (z pszenicy) są często spotykane nawet w Polskiej kuchni. Niestety składają się głównie z węglowodanów, a kuskus dodatkowo zawiera gluten. Całe szczęście możemy przygotować dużo zdrowszą i całkiem podobną alternatywę dla ryżu i kaszy kuskus – z kalafiora albo brokuła.
Był czerwiec 1965 roku, kiedy bardzo otyły mężczyzna zgłosił się do kliniki medycznej w Dundee w Szkocji. Ważący 207 kg pan A.B. (chciał zachować anonimowość) miał dość bycia grubym i oznajmił, że zamierza nie jeść niczego i żywić się tylko tłuszczem ze swojego ciała – aż osiągnie normalną wagę.
Tak zaczyna się jedna z najbardziej niesamowitych historii o odchudzaniu – jak przeżyć ponad rok bez jedzenia.
Lekarze oczywiście mieli inne zdanie, ale Szkot oświadczył, że on już podjął decyzję i jej nie zmieni. Jak lekarze chcą, to mogą monitorować stan jego zdrowia, ale on jeść nie będzie i już.
I rzeczywiście – mężczyzna ten nie jadł niczego przez rok i 17 dni, żywiąc się tylko zgromadzonym wcześniej tłuszczem. Przez ten czas stracił 125 kg. Czytaj dalej Rok bez jedzenia→
Sałatka winegret to wywodzące się z rosyjskiej i ukraińskiej kuchni bardzo zdrowe i pożywne danie, które także nadaje się na smaczne śniadanie. Przy małej modyfikacji ta sałatka będzie dozwolona na protokole autoimmunologicznym – restrykcyjnej wersji diety paleo.
Tak jak wiele tradycyjnych dań, sałatka winegret posiada bardzo dużo różnych wersji, zależnie od regionu, z którego pochodzi, ale podstawą zawsze są buraki. W przedwojennej wschodniej Polsce potrawa ta była zwana sałatką lwowską i jadano ją jako samodzielne danie albo przystawkę. Czytaj dalej Sałatka winegret (ze śledziem)→
Czarownica to kobieta, która zna się na czarach, a wiedźma to ta, która ma wiedzę. Ta wiedza jest wszechstronna, czerpana z przyrody i natury. Czy dieta paleo nie opiera się na podobnych założeniach? Założeniach, że w naturze jest moc i potęga?
Dla mnie – dla osoby, która ukończyła Akademię Medyczną, to, co obecnie robię, jest wielkim czary mary. Mało komu opowiadam, w czym szukam wsparcia, ponieważ moje podejście do leczenia cukrzycy typu I ogromnie odbiega od konwencjonalnej medycyny. Czasami mam wrażenie, że tylko druga wiedźma jest w stanie mnie zrozumieć. Tylko na którym sabacie czarownic ją znajdę?
Niesamowite jest to, że wskaźnik umieralności na cukrzycę wśród lekarzy jest o 35% wyższy niż wśród reszty populacji.*) Czy winne są konwencjonalne metody leczenia, którym lekarze zazwyczaj bezkrytycznie się poddają? Czy nie podważa to słuszności stosowania tych metod skoro są nieskuteczne? Czemu w takim razie nie dopuszcza się innych sposobów? Czytaj dalej Czary mary→
Dzika kuchnia Łukasza Łuczaja to zarówno zielnik jak i książka kucharska. Nie opowiada jednak o roślinach dostępnych w supermarkecie, a o tych, które możemy znaleźć w lesie, ogrodzie albo na łące. Autor opisuje ponad 60 dzikich i jednocześnie jadalnych polskich roślin, między innymi klon, pokrzywa, łopian, czeremcha, brzoza, bez, podbiał, mniszek lekarski.
Każda roślina jest dokładnie opisana – gdzie można ją typowo znaleźć, jakie części są jadalne i kiedy ją zbierać, a identyfikację ułatwiają liczne ilustracje i zdjęcia. Przy każdym „chwaście” jest kilka przykładowych przepisów, zawierających go w liście składników.
Książka jest ładnie wydana, ma piękne ilustracje i, przynajmniej dla mnie, to czysta przyjemność wziąć ją do ręki.
Dzika kuchniato nie jest książka o diecie paleo, choć ma stronę poświęconą naszemu sposobowi żywienia. Dlaczego ją jednak opisuję? Nasi przodkowie mieli niezwykle urozmaicone pożywienie, w ciągu tygodnia zjadali rośliny i zwierzęta należące do ponad 100 różnych gatunków. Czytaj dalej Dzika kuchnia – recenzja książki→
Ciężko było mi wybrać tylko dziesięć rzeczy, które wydają się najważniejsze. Są ich jeszcze tysiące. Mało tego, z każdym dniem i pomysłem, przychodzą kolejne.
Dlatego ostatnią zasadę nazwałam: Mam otwarty umysł i wierzę, że „Siła Wyższa” (dla katolików będzie to Bóg, dla buddystów – Budda, dla fizyka kwantowego – energia, itd.) sprawiła, że wszystko, co się do tej pory wydarzyło, ma sens. Z tego też względu niczego nie żałuję, ponieważ dzięki temu wszystkiemu, co do tej pory przeżyłam, jestem tu, gdzie jestem i jestem szczęśliwa.
Ale równocześnie: kwestionuję i nie wierzę we wszystko. Takie dwie sprzeczne rzeczy, ale według mnie idące w parze.
Człowiek idzie wzdłuż urwiska, nagle się poślizgnął, traci równowagę i leci w przepaść. Na szczęście zachowuje przytomność umysłu, chwyta się występu skalnego i teraz zwisa nad przepaścią, próbując jakoś ratować swoje drogie życie. Wisi tak i wisi, aż w końcu woła: „Czy jest tam ktoś, kto może mi pomóc?” W końcu rozbrzmiewa potężny głos: „To ja, Bóg. Pomogę ci. Puść cię i zaufaj mi.” Człowiek odpowiada: „Czy jest tam ktoś inny, kto może mi pomóc?”T.Harv Eker „Bogaty albo biedny”
Dlatego nie chcę być takim człowiekiem. W sumie, moja cukrzyca, mój zagubiony układ autoimmunologiczny, to takie wiszenie nad przepaścią. Wewnętrznie wołam o pomoc. Mało tego, bardzo często na głos. I jak ktoś mi coś podpowiada, dzieli się fajną informacją, że słyszał o jakimś nowym pomyśle, to staram się mieć otwarty umysł na to. Traktuję to jako potężny głos „boga” z powyższej anegdoty.
Prawie zawsze, kiedy zaczynam tłumaczyć osobie z cukrzycą typu I, co ja takiego robię, że nie podaję insuliny, słyszę: „Czy jest tam ktoś inny, kto może mi pomóc?”. Oczywiście, są ludzie, którym wygodnie żyć tak, jak głoszą powszechnie dostępne zasady współczesnej diabetologi. Nie osądzam ich, nie oceniam. Szanuję za to, jak sobie radzą. Mają prawo do życia swoim życiem. Jednak powinni też być poinformowani, że można z tego wyjść. Ja wiem, że chcę jeszcze żyć. Żyć w zdrowiu, a nie wegetować, chorując. Nikt mnie nie poinformował o tym, że można z tego gówna się wyleczyć. Wiem, że to mocne i trochę wulgarne określenie, ale dosadnie wyraża moją frustrację na ignorancję świata diabetologicznego. Dlatego będę trąbić na prawo i lewo, że TO JEST MOŻLIWE!!!! Są osoby, którym się udało. Już i tak jestem czasami poirytowana, czekając w kolejce na kolejną wizytę u lekarza (po paski do glukometru), czy badanie dna oka (kontrolne badania każdego cukrzyka). Ile to w sumie czasu spędzam w przychodni… Wolałabym zapisać się do jakiegoś klubu sportowego, a nie do kolejnego specjalisty… Cóż, może te godziny w poczekalni w przychodni mają dać mi szansę na przemyślenia i wnioski?
Kiedy zdiagnozowano u mnie cukrzycę typu I wprowadziłam suplementację witaminą D3. Istotnie wpływa na układ odpornościowy, ponieważ bierze udział w rozwoju i różnicowaniu się „moich wojsk obronnych”. Od zawsze moja mama (lekarz) po powrotach z różnych sympozjów naukowych na nowo odkrywała potęgę tej witaminy. Jednak z czasem mijał nam zapał i chęć jej przyjmowania. Nie robiłam do tej pory badania jej poziomu, bo po co? Z resztą 78 zł ciut mnie stopowało. Mimo wszystko, od ponad dwóch lat przyjmuję witaminę D3. Coraz więcej badań oraz publikacji naukowych łączy niedobory tej witaminy z chorobami z autoagresji. Na początku przyjmowałam tylko dwa tysiące jednostek w kapsułkach, kropelkach, sprayu. Po roku codziennej (codziennej!) suplementacji – ze strachu, że przedobrzę, zrobiłam badania. Pierwszy raz sprawdziłam poziom witaminy D3 u siebie. Wynik nawet nie w normie: 26,7 ng/ml przy wartości referencyjnej 30–100. W takim razie, jak mały musiał być poziom te pół roku temu?!?! Zaczęłam przyjmować dawkę 4.000 j. Badania po kolejnym roku – w normie, ale na dolnej granicy: 46,2 ng/ml przy wartości referencyjnej 30-100. Od ostatniego badania częściej zapominałam, niż pamiętałam, co pokazały wyniki. Po niemal kolejnych sześciu miesiącach, poziom wyniósł ciut mniej: 40,8 ng/ml. Obecnie wiem, że nie ma co. Codziennie, sumiennie będę pilnować. Teraz biorę witaminę D3 razem z witaminą K2.
Moja znajoma, słysząc, jakie mam podejście do cukrzycy i słuchając, co wymyślam z dietą, zaproponowała, żebym poszła na badanie krwi z kropli krwi. Powiedziała mi to teatralnym szeptem, z poczuciem konspiracji. Kurczę, czy to nie jakieś czary mary? Co mi szkodzi, pomyślałam. Skoro przez tyle lat, robiłam to, co „się powinno” i zachorowałam na cukrzycę, to teraz zmieniam sposób myślenia i zaczynam robić totalnie inne rzeczy. Jeszcze tam mnie nie było. Więc poszłam. Wychodząc z założenia, że nie ma przypadków; z jakiegoś powodu właśnie teraz ktoś mi o tym mówi.
Pan pokazywał i tłumaczył na monitorze, co widać pod mikroskopem. Podobno jest to podstawowe badanie w Chinach. Okazało się, że powinnam pić herbatkę z głogu, żeby moje erytrocyty były bardziej samodzielne. Piję czystek. Mogę pić i głóg. Potwierdził szczelność moich jelit. Ucieszyłam się. Poradził mi również, żebym zamieniła kawę na wodę z dodatkiem wody utlenionej.
Ale to, co mnie POWALIŁO i ROZWALIŁO na atomy, to widok moich limfocytów – obrońców/ochroniarzy/wojsk niszczących się nawzajem. Kurczę, aż tak się nienawidzę?!?! Żeby moje własne komórki się zżerały?!?! Ja pierdzielę. Co tu zrobić? Muszą dostawać sygnał z góry. Czyli z głowy… Co tu dużo kryć… Moje zaburzenia odżywiania nie wzięły się z powietrza… Praca nad sobą, jest najtrudniejsza. Wejść na poziom, który sprawi, że pokocham siebie, tak prawdziwie, to wyzwanie. Dużo już zrobiłam na tym polu, ale jeszcze wiele mi zostało.
Słyszałam od osoby, uczestniczącej parę lat temu w sympozjum, na którym razem z diabetologami i lekarzami medycyny naturalnej miał wykład lekarz z Tajwanu, że cukrzyca typu I jest uleczalna!!!!! Czytaj dalej Dekalog eMMy – część III→
Kapusta z grochem to w niektórych regionach Polski tradycyjne świąteczne danie, choć oczywiście bywa także jadane poza świętami. Dieta paleo ogranicza albo wyklucza rośliny strączkowe (czytaj więcej: Rośliny strączkowe nie takie zdrowe), jednak niektóre z nich od czasu do czasu nie zaszkodzą większości z nas i mogą zastąpić mięso do jednego posiłku.
Kapusta z grochem to fantastyczny posiłek na zimę i wczesną wiosnę, kiedy to brakuje świeżych warzyw, a wciąż, albo nawet szczególnie wtedy, potrzebujemy sycących i pożywnych dań. W Polsce występuje wiele wariantów tej potrawy, w niektórych grochu jest mało, w innych dominuje. Mi najbardziej smakuje, kiedy kapusty jest wagowo mniej więcej dwa razy więcej niż grochu.
Ciasteczka bananowo-kokosowe zawierają tylko dwa składniki. Są bezglutenowe, bez zbóż, nabiału (laktozy i kazeiny), cukru, jajek, orzechów – wolne od alergenów i dozwolone na protokole autoimmunologicznym – restrykcyjnej wersji diety paleo. To naprawdę najprostsze, a przy okazji bardzo smaczne ciasteczka.
Ciasteczka te można wycinać foremką i da to dzieciom dużo zabawy. Mamy ucieszy fakt, że „surowe” ciasto można bez żadnych problemów jeść i nie trzeba dzieci nijak przy tym pilnować.
W przeciwieństwie do sklepowych chemicznych „rakotworów” ciasteczka te nijak nie szkodzą naszemu zdrowiu i dozwolone są przy chorobach autoimmunologicznych, np. przy zapaleniu tarczycy Hashimoto albo cukrzycy typu I.
Ruszam się – im więcej tym lepiej. Podobno spacer zastąpi prawie każdą tabletkę, jednak żadna tabletka nie zastąpi spaceru. Przemawia to do mnie. 5000 kroków dziennie, to jest minimum, które staram się zrobić. Krokomierz kosztuje maksymalnie 100 zł (najzwyklejszy, chodzi tylko o kroki). Teraz wiele komórek ma aplikacje i dodatki, które liczą dystans. To na początek, żeby się zmobilizować. Jestem typem osoby, która woli wieczorną aktywność. Lubię, jak jest już szaro albo ciemno, mało samochodów, mało ludzi. Pusto. Wtedy najlepiej mi się biega.Jak byłam na intensywnej insulinoterapii, to im więcej miałam ruchu, tym większe przerażenie miała moja pani doktor diabetolog. Tak mi się to przerażenie udzieliło, że idąc na zwykły spacer, miałam przy sobie apteczkę pierwszej pomocy cukrzyka: glukometr, glukozę w żelu, insulinę, glukagon i wodę mineralną. I weź tu człowieku biegaj z takim tobołem… jeszcze trzeba gdzieś zmieścić klucze, komórkę i chusteczki higieniczne.
Miałam osobną prelekcję, jak sobie radzić z wysiłkiem fizycznym: aktywność fizyczna tylko wtedy, kiedy cukry są poniżej 200 glc, w przeciwnym razie grozi to kwasicą. Czytaj dalej Dekalog eMMy – część II→
Dieta paleo po polsku i styl życia dla dzieci i dorosłych